Pochyliłam się nieco ku ziemi, tak, abym stała się mniej widoczna. Buster poszedł w moje ślady. Zaczęłam zastanawiać się, kim może być ów nieznajomy, który powoli zbliżał się w naszą stronę. Szedł z wiatrem, więc prawdopodobieństwo, że nas wyczuje, było bardzo niskie. Sądząc po zapachu nie pochodził z watahy... Jego woń była nieprzyjemna i nieco kwaśna. Czego mógł tutaj szukać?
- Cofnij się - usłyszałam szept Bustera. Oboje wycofaliśmy się w bardziej osłonięte miejsce. W pewnym momencie usłyszeliśmy ostrożne kroki. Naszym oczom ukazał się skrzydlaty basior o ciemniejszym niż noc, lśniącym futrze. Jego oczy miały niepokojącą barwę rubinu. Rozejrzał się wokół, jakby upewniając się, czy nikt go nie widzi, a potem położył na łapie kryształ, który wisiał na jego szyi. Nad minerałem powstał obraz jakiegoś potężnego umięśnionego basiora.
- Jestem na ich terytorium - odezwał się skrzydlaty. - Za niedługo znajdę Alfa i poproszę ją o przyjęcie. Zyskam ich sympatię i wtedy przejdziemy do drugiej części planu.
- Bardzo dobrze - odezwał się hologram i rozłączył się.
- Zróbmy mu małą niespodziankę - zaproponowałam szeptem. - Zachowujmy się, jakbyśmy nic nie usłyszeli. A potem go zdemaskujemy.
Buster kiwnął głową i zaczął hałasować, najpierw cicho, potem coraz głośniej. W końcu wybiegł z krzaków i wpadł prosto na nieznajomego. Pognałam za nim i wyhamowałam tuż przed leżącymi na ziemi basiorami. Oba wilki szybko podniosły się z ziemi.
- Em... cześć - mruknął nieśmiało nieznajomy, wodząc wzrokiem ode mnie do Buster i z powrotem.
- Witaj - odrzekł Buster z lekkim wahaniem w głosie. - Nie widziałem cię tu wcześniej. Chyba nie należysz do watahy...
- Prawda. Ale słyszałem o niej i chciałbym dołączyć.
- To cudownie - stwierdziłam, uśmiechając się słodko. - Jestem Noir, a to Buster. Jeśli chcesz, możemy zaprowadzić cię do Alfy.
- Byłoby miło - odpowiedział skrzydlaty. - Mam na imię Bajamonte.
- Och, masz bardzo ładne imię. Moje strasznie mi się nie podoba - powiedziałam. W rzeczywistości imię, jakim posługiwał się nieznajomy, dało mi więcej powodów do niepokoju. Bajamonte Tiepolo. Il traditore. Zdrajca, który przed laty zagroził Wenecji. Czy tamta historia może być w jakikolwiek sposób związana z pojawieniem się tutaj tego wilka?
- Dziękuję - odrzekł basior.
- Ruszajmy - zaproponował Buster. Całą trójką skierowaliśmy się w stronę, gdzie, jak mi i Busterowi się zdawało, znajdowała się jaskinia Alfy. Jednak po dwudziestu minutach zatrzymaliśmy się. Ani ja, ani mój znajomy z watahy nie rozpoznawaliśmy okolicy.
- Bajamonte? Trochę ciężko mi to przyznać, ale... zgubiliśmy się - powiedziałam cicho.
- Nie ma problemu. Mogę wznieść się z tobą nad las, wtedy się rozejrzysz - zaproponował Bajamonte. Busterowi jednak pomysł nie bardzo przypadł do gustu, mi zresztą też...
- Wolałbym sam to zrobić - stwierdził szary basior, spoglądając nieco wyzywająco na skrzydlatego.
- Obawiam się, że nie dam rady cię unieść - odpowiedział Bajamonte.
- To nic. Ja polecę, Buster. Mam od ciebie lepszy wzrok, pamiętasz? - "przypomniałam" towarzyszowi.
- Tia... Ale będę miał was na oku.
Wdrapałam się na grzbiet Bajamonte, a gdy już siedziałam wygodnie, wilk uniósł się w powietrze. Jego futro, trzeba przyznać, było bardzo miękkie, ale i też gęste. Zastanawiałam się czy nie będzie mu gorąco podczas upałów, które nadejdą lada dzień. Basior jednak chyba nie zwracał na to uwagi. W pewnym momencie zawisł w powietrzu, a ja rozejrzałam się wokoło. Na lewo od naszej obecnej pozycji, w odległości jakichś dwóch kilometrów, dostrzegłam znajomą polanę. Stamtąd do jaskini Felho było już tylko kilka minut drogi.
- Możesz lądować - poinformowałam Bajamonte. Wilk nagle zanurkował, przez co omal nie spadłam z jego grzbietu. Po chwili stanął na ziemi, a ja zsunęłam się z jego grzbietu.
- Wiem, gdzie iść - powiedziałam do Bustera i poprowadziłam oba wilki w stronę mieszkania Alfy.
~~~
- I co dalej? - zapytał Buster. - Będziemy go śledzić?
Bajamonte został przyjęty do watahy bez większych problemów i teraz odpoczywał w swojej jaskini, albo raczej powinien to robić. Ja z Busterem ukryliśmy się wśród krzewów, z dala od ścieżek i łowisk, tak, abyśmy mogli spokojnie porozmawiać.
- Chyba by się przydało - odpowiedziałam. - Niepokoi mnie jego imię. Tak samo nazywał się pewiem wenecjanin, zdrajca. To chyba nieprzypadkowy dobór imienia. Tylko nie wiem na razie, jaki był tego cel...
- Skąd wiesz o tym zdrajcy? - zapytał basior, lekko zdziwiony.
- Mam weneckie korzenie - przyznałam. - Bajamonte i jego szef chyba tego nie przewidzieli.
<Buster?>