niedziela, 21 maja 2017

Od Felhő cd. Rina

Co za uparty osioł... Co mu zależy na moim zdrowiu? Jest nowy, nie znam go, a ten ni stąd ni zowąd... Ugh...
Nagle poderwałam się z ziemi. Nieruchomo wpatrywałam się w wejście.
— Kto tu jest?
— Ja i ty...
— Nie mowię o robie, Rin.
Zmarszczył brwi, jakby zastanawiał się, czy na pewno jestem normalna.
Przeskanowałam wzrokiem jaskinię.
Basior zesztywniał, jakby także wyczuł obcego.
I nagle intruz rozpłynął się, zostawiając za sobą małe języczki ognia. A przynajmniej miałam nadzieję, że zniknął. 
Łapy pode mną zadrżały, gdy chciałam iść zbadać płomyki.
— Nie, nie, nie. Ty nigdzie nie idziesz.
— Pff... Dużo swoim gadaniem zdziałasz. — wywróciłam oczami.

Rin? C:

Od Rina Cd. Felhő

Szczerze to byłem zaskoczony, że tu ją spotkałem... Wyglądała trochę niepokojąco, dlatego zbliżyłem się do niej.
- Wszystko w porządku? - Zapytałem ze szczerą troską w głosie.
- Tak... - Mruknęła cicho, a jej całe ciało drżało, co oczywiście mi nie umknęło.
- No właśnie widzę... Jesteś cała mokra, jeszcze się przeziębisz...
Wzruszyła barkami i zrobiła krok do przodu, który przesądził o jej losie... Jej nogi odmówiły posłuszeństwa i po chwili upadła jak długa na ziemię, a ja sprawnie zarzuciłem ją sobie na plecy.
- Co ty wyprawiasz? - Spojrzała na mnie zaskoczona.
- Eskortuję cię do twojej jaskini....
- Po co?
- No bo chyba sama tam nie dojdziesz...
Między nami zapanowała cisza, a ja ruszyłem powoli w stronę celu. Było trochę zimno, a do tego wadera była cała mokra, więc jeśli ma słabą odporność to na pewno będzie chora.
Po jakimś czasie w końcu dotarliśmy do jej jaskini. Dopiero tam odstawiłem ją na ziemię, a wilczyca położyła się pod ścianą dalej drżąc. Przygotowałem dla niej skórę, którą ją przykryłem. Nie wiem czemu, ale zrzuciła ją z siebie. Zmarszczyłem brwi i ponownie ją przykryłem, po czym ułożyłem się przy niej, pilnując aby nie zrzucała z siebie koca.

Felhő?

Od Felhő cd. Racsa

Szłam wzdłuż granic, próbując ignorować basiora, który natrętnie próbował nawiązać ze mną kontakt.
— Zamkniesz się w końcu? — warknęłam zirytowana po raz setny.
— Nie.
Wywróciłam oczami.
— Już nie mówię, że masz za mną nie iść. Przymknij się tylko.
Podziałało. Nie odezwał się już ani słowem.
Patrol przebiegał spokojnie, dopóki nie pojawił się przed nami wilk z sąsiedniej watahy.
Mówił coś o pożarze na ich terenach  który może sięgnąć do naszych.
Bez słów przebiegłam z nim granicę. Racs podążał za nami.
Na miejscu... Na miejscu okazało się, że była to pułapka.

< Racs? >