Wciąż stałem wpatrzony w tą dwójkę. Jakby nigdy nic, malowali na płótnie... Znużony ciągłym siedzeniem w krzakach położyłem się na ziemi, wciąż uważnie wpatrując się w basiora. Z nudów zacząłem bawić się złotym wisiorkiem... Dostrzegłem ruch Bajamonte. Odsunął się od płótna, zapewne po to, żeby dobrać kolejną farbę. I tak dla pewności wolałem przyszykować się do ataku. O dziwo, nie podszedł do pudełka, w którym posiadał kolorowe mieszanki. Zbliżył się do jednej z szafek, w której skrywał jakieś dziwne fiolki. W ciągu kilku sekund nabrał do strzykawki jednego z płynów. Szykował się do skoku na wilczycę, dostrzegłem to...
- Noir, za tobą! - krzyknąłem, w mgnieniu oka wyskakując z krzaków.
Z miejsca rzuciłem się w ich stronę, lecz... Basior już wbijał "to coś" w szyję wilczycy. Zamarłem dostrzegając jak odrzuca pustą strzykawkę na bok, a Noir widocznie opuszcza głowę.
- C-Co się... - wydukała.
- Teraz, ładnie wyśpiewasz wszystko co wiesz. Masz dokładnie... - spojrzał na zegarek. - Pięć minut - warknął, wciąż stojąc nad nią. - W przeciwnym razie... Nie dostaniesz odtrutki - wyszczerzył się szeroko.
Nie powiedział nic więcej. Pod wpływem negatywnych emocji przybrałem postać demona. Wgryzłem się od tyłu w jego kark, po czym z całej siły cisnąłem nim o ścianę. Uderzył głową w skalny kąt, przez co z jego głowy zaczęła cieknąć krew. Zanim zdążył się podnieść, już stałem nad nim wlepiając w niego swoje jasnoniebieskie ślepia.
- Gadaj gdzie jest odtrutka... - warknąłem, o wiele grubszym głosem niż zwykle.
Przyłożyłem do jego gardła ostre jak brzytwy pazury.
- Ani mi się śni... - wydukał, krztusząc się własną krwią.
- Gadaj, bo w przeciwnym razie...
- Co mi zrobisz...? - powiedział wyraźnie prześmiewczym tonem. - Ześlesz na siebie przekleństwo, pod postacią moich ludzi...
Warknąłem kilka przekleństw w jego kierunku, po czym ponownie podniosłem go za szyję i uderzyłem o kant ściany. Zaczął wyć bardziej z bólu... Nie zamierzałem zaprzestać swoich tortur. Czekałem na wyraźną odpowiedź.
- Kontynuuj...
- Jest gdzieś w tym pomieszczeniu - wyszczerzył się słabo. - Więcej ci..
Przed nim pojawił się obraz. Wniknąłem w jego umysł... Posiadał siostrę. Przeszukiwałem głębiej... Widocznie bardzo mu na niej zależało. Nie minęło następne dziesięć sekund, a już posiadałem wszystkie informacje o niej...
- Mów dalej... W przeciwnym razie, ona zginie na twoich oczach. Zostawię cię przy życiu, ale tylko po to, żebyś codziennie w koszmarach musiał przyglądać się jej śmierci. Ten widok będzie cię męczył, gdy tylko na chwilę przymkniesz oczy. A osobiście dopilnuję, żebyś dożył starości w tych mękach - wymruczałem, przedstawiając mu widok.
Cassandra, bo tak się nazywała, przytulająca do siebie swoje szczeniaki. Otoczona została przez zgraję podobnych do mnie wilków.
- Przestań! - wydarł się.
- Gadaj... - wymruczałem mu do ucha, szczerząc się szeroko.
- Niebieska fiolka... - wydukał, wskazując łapą na tą samą komodę. - Całość, wypić... - jego głos wyraźnie się załamywał.
Huh, pewnie dlatego, że moje pazury wbiły się w jego brzuch. Przybiłem go do ściany kilkoma, mocnymi uderzeniami. Jeszcze się przyda do czegoś...
Wróciłem do swojej normalnej postaci, po czym szybko wykonałem wszystkie czynności. Zbliżyłem się do wilczycy, otwierając butelkę.
- B-Buster... Co się..
- Wypij to... - wyszeptałem, podając jej fiolkę.
<Noir?>