Siedziałam sobie na konarze jakiegoś drzewa, oparta o jego pień. Usiłowałam przypomnieć sobie, jak leciał akompaniament do "Ievan Polkka", fińskiej piosenki, którą śpiewała mi mama, gdy jeszcze byłam mała. Grałam to przecież... jakiś rok temu, to nie tak bardzo dawno... Nagle dostałam olśnienia, zagrałam kilka akordów, poprawiając się dwa razy, a dalej jakoś poszło. Zaczęłam sobie nucić pod nosem melodię. Wykonywane czynności pochłonęły mnie całkowicie - nawet nie zauważyłam jakiegoś wilka, który przysłuchiwał mi się, stojąc pod drzewem. Gdy zrobiłam krótką pauzę, poniżej rozległo się wołanie:
- Cześć!
Jak już wcześniej wspomniałam, nie zauważyłam jego obecności, toteż nagłe przywitanie... zaskoczyło mnie, delikatnie mówiąc. Prawie spadłam z gałęzi, jednak udało mi się odbić od pnia i przez to dość stabilnie wylądować na trawie. Miałam szczęście, że nie wlazłam zbyt wysoko. Odwróciłam się do stojącego nieopodal wilka. Tak jak ja miał szarawe futro, jednak był wyższy i wyglądał na basiora.
- Mogłam spaść i zniszczyć gitarę - warknęłam w jego stronę.
- Ale nie zniszczyłaś - zauważył. Jego słowa były napisane śmiałym, prostym pismem, bez wymyślnych ozdób i niepotrzebnych zawijasów.
- Może i masz rację - mruknęłam i sprawdziłam stan przewieszonego przez grzbiet instrumentu. Ani rysy. Wszyscy troje mieliśmy szczęście.
- W każdym razie wybacz, że cię przestraszyłem - powiedział po chwili ciszy nieznajomy. - Jestem Buster Moon, a ty?
- Noir - odpowiedziałam, poprawiając czapkę, która w trakcie oględzin gitary zsunęła mi się nieco na oczy.
<Buster?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz