Ostrożnie wzięłam przedmiot od Bajamonte i przyjrzałam mu się z bliska, udając znawcę. Przez nieco dłuższy czas obracałam kryształ, oglądając go z każdej strony. Naszyjnik został wykonany starannie, a kamień szlachetny istotnie był piękny. Miałam właśnie obejrzeć dokładniej jego połączenie ze srebrnym naszyjnikiem, gdy minerał rozbłysnął błękitnym blaskiem.
- Może już mi go lepiej oddaj... - wymruczał niezadowolony Bajamonte, wyciągając łapę po swoją własność. Ostrożnie podałam mu kryształ, a potem cofnęłam się o krok.
- Przepraszam... - powiedziałam, spoglądając przelotnie na stojącego naprzeciw basiora.
- Nic nie szkodzi. On tak czasem robi... kiedy zbytnio się nagrzeje - odparł mój gospodarz. - Odniosę go w ciemne miejsce, żeby się ochłodził i zaraz wracam.
Kiwnęłam głową na znak zgody, a Bajamonte poszedł w głąb jaskini, zapewne po to, by porozmawiać z tym swoim szefem. Cóż... Idealna okazja do rozejrzenia się po jego jaskini.
Cicho podniosłam się i podeszłam do stojącego pod ścianą niedużego kuferka. Nie miał żadnych zabezpieczeń, więc ostrożnie podniosłam wieko. W środku, na słomie, leżało kilka fiolek z podejrzanie wyglądającą zawartością. Czyżby trucizna?
- Buster? - wyszeptałam. - Ma tu chyba jakąś truciznę... Bez odbioru.
Ostatnie słowa wypowiedziałam szybko, zamykając kuferek i odsuwając się od niego. Usłyszałam kroki Bajamonte, a bardzo nie chciałam, by zastał mnie myszkującą w jego jaskini. Na szczęście basior ozdobił ściany kilkoma obrazami, toteż zaczęłam przyglądać się jednemu z nich.
- Wybacz za tą sytuację - zwrócił się do mnie wilk, gdy był już kilka kroków ode mnie.
- Nie ma sprawy - odpowiedziałam z wymuszonym uśmiechem. - Masz naprawdę ładną kolekcję obrazów.
- Nie chcę się chwalić, ale sam je malowałem - mruknął Bajamonte, odwracając wzrok. Słowa nad jego głową... Nie podobały mi się. Litery były co prawda staranne, ale i jakby ostre, kryjące w sobie jakiś mrok.
- Naprawdę? Masz olbrzymi talent! - wykrzyknęłam. - Sama trochę maluję, ale w porównaniu z twoimi obrazami... moje nie mają szans.
- Jestem pewien, że jakieś mają - zaprotestował mój gospodarz. - Mam farby, kilka pędzli i płótna, jeśli chcesz, możemy coś namalować.
- W sumie... chętnie.
~~~
Nałożyłam na płótno kolejną warstwę farby. Malowałam zachód słońca, który stanowił tło dla dwóch idących po łące wilków. W trakcie oczekiwania, aż farba wyschnie, zaczęłam płukać pędzel, aby nie pomieszać kolorów. Bajamonte chodził po całej jaskini, szukając jakiegoś konkretnego odcienia. Na jego płótnie widać już było delikatne zarysy wilczego portretu. Przyjrzałam mu się uważniej. To chyba byłam ja...
- Noir, za tobą! - usłyszałam w słuchawce głos Bustera. Odwróciłam się, by zobaczyć, jak Bajamonte skacze w moją stronę z zabójczym błyskiem w krwistoczerwonych oczach.
<Buster? Wybacz, że tak długo>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz