czwartek, 31 sierpnia 2017

OD Mizu CD Sagem

Spojrzałam na dół, a potem na niego. A jeśli chce? Skoro na dole jest woda... Jest mało procent szans, żebym zginęła. Usiadłam, patrząc przed siebie. On... Przytulił mnie. Mnie i moje martwe serce... Czemu? Jestem praktycznie martwa. Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam na niego kątem oka. Zaśmiał się cicho pod nosem, myśląc o czymś. Wzięłam głęboki wdech, zamykając oczy. Wiatr pieścił moje futro, a ja myślałam o wszystkim.
Mizu! Ocknij się!
Nic Ci już nie grozi... Nikogo tu nie ma... Spokojnie... 
Już lepiej...?
Przez ten cały czas o mnie się martwił... Mimo to, jak go traktuję i mimo tego, jak reaguje na jego każdą pomoc. Otworzyłam oczy, wstając. Stanęłam na krawędzi i Oderwałam jedną łapę z gruntu.
- Mizu? - Sagem spojrzał na mnie. Spojrzałam na niego kątem oka z uśmiechem. Zamknęłam oczy i skoczyłam na dół. Wtedy... Miałam wrażenie, że czas spowolnił. Wtedy miałam wrażenie, że odpłynęłam...

****

Otworzyłam oczy, nadal lecąc, lecz nie w swoim ciele. Spojrzałam na nadal lecące moje ciało, a czas naprawdę spowolnił. Zaczęłam się rozglądać.
- Mizu?
Gwałtownie zamarłam. Miałam wrażenie, że na chwilę wyczułam swój własny puls. Pomachałam głową.
- To nie możliwe... - odwróciłam głowę, wtedy zamarłam. Stał za mną mój brat. Miałam łzy w oczach, a może byłam przerażona? Wyrósł na silnego, pewnego siebie basiora. Podszedł do mnie i dotknął mnie swoim pyskiem. Wtuliłam się w jego futro.
- Czy ja...
- Nie, po prostu jesteś zmuszona prze ze mnie, by wejść w ekstazę. Musiałem Cię zobaczyć. A raczej, żebyś to ty, zobaczyła mnie, siostrzyczko - położył łapę pod moim pyskiem - Wyrosłaś... Teraz mogę ci się przyjrzeć. Wdałaś się w matkę.
- Tarkin... - po moich policzkach zaczęły spływać łzy - tęsknie za tobą.
- Wiem siostrzyczko, ale musisz przestać żyć przeszłością - położył łapę na moim sercu - liczy się to, co jest teraz. Pamiętaj o tym. Nadal siedzisz w jaskini. Czas wyjść - jego ciało zaczęło się rozsypywać w iskry, które zaczęły latać wokół mnie. Jedna mi wleciała do pyska, druga do ust, a trzecia weszła mi w serce. Moje oczy zrobiły się blade, a ja czułam, jak wracam do swojego ciała.

****
Czas...
Niekończąca się linia, która nigdy zapewne się nie zatrzyma. Można tylko nim manipulować. Pewnego dnia, świat będzie tylko na tym polegać. Poczułam jak moje futro szybciej faluje, a ja, jak lecę w dół. Otworzyłam oczy, widząc, że Sagem był tuż przy mnie i lecieliśmy razem w dół.
- Mizu! Co ty robisz?! - powoli mi dochodziły do mnie, jego słowa. Uśmiechnęłam się i wyprostowałam głowę tak, że niczym torpeda wleciałam do wody. Wtedy, poczułam coś, czego nie czułam od wielu lat.
Moje własne, bijące serce.
Rozszerzyłam oczy, patrząc na Sagem'a. Wynurzyłam się z wody i usiadłam na ziemi.
- CZY TY OSZALAŁAŚ?! A jeśli coś by ci się stało!? - usiadł obok mnie. Spojrzałam na niego. Uśmiechnęłam się lekko. Ten wyglądał na zdenerwowanego. 
- Według niektórych już dawno oszalałam.
- Mizu, nie zaczynaj - wstał i poszedł w jakąś stronę. Spojrzałam na taflę wody. Byłam tam ja. Uśmiechnięta, szczera i...
Odwróciłam wzrok na odchodzącego Sagema.
- Sagem! - zatrzymał się - Mam nadzieję, że znajdziesz sobie kogoś, kto będzie umiał cię uszanować!
- Mizu?
- Jeśli będziesz chciał pomocy, wal śmiało! - uśmiechnęłam się i zmieniłam się w ducha, odchodząc.

<Sagem?>

wtorek, 29 sierpnia 2017

Od Sagema CD Mizu

Przyglądałem się wilczycy. Delikatnie upuściła swoją głowę, chyba nie chciała, żeby to wszystko "wyszło na jaw". Zbyłem jej pytanie i bez gadania, mimo lekkiego bólu przytuliłem ją do siebie. Czułem jak próbuje się wyrwać, lecz mimo to nie dawałem jej za wygraną. 
- CO TY ODWALASZ!? - warknęła w momencie, gdy tylko poczuła mój mocniejszy uścisk.
- Cii... - wyszeptałem, delikatnie głaszcząc ją po głowie. - Wiem, że czujesz się samotna... Od zawsze to czułem... - dodałem, delikatnie się uśmiechając. 
Głaskałem ją jak małe szczenię, z chwili na chwilę czując, jak bardziej ulega mojemu uściskowi. Chciałem ją za wszelką cenę mieć przy sobie. Nie mogłem pozwolić, aby jakiekolwiek zło tego świata zniszczyło ją doszczętnie. Mogę oddać wszystko, żeby była szczęśliwa...
- Już lepiej...? - nieznacznie odsunąłem się od wtulającej się w moje futro wilczycy.
Na jej pyszczku dostrzegłem wyraźnie zdziwienie, zmieszanie, jak i nutkę... Hm.. Nie jestem pewien, czy to jest właśnie to, co nazywają "szczęściem"? Kolejne sekundy mijały nam w ciszy. Nawet na moment nie oderwałem wzroku od Mizu. Slangowo określiłbym to jako "mindefuck" lub "mózg ro*jebany", lecz bałem się wypowiedzieć któreś z tych słów na głos. Wolałem bez zbędnego gadania czekać na jej odpowiedź.
- Może chcesz się gdzieś przejść? - zadałem kolejne pytanie z rzędu, licząc na to, że w końcu otrzymam odpowiedź.
Cały czas siedziała cicho. Powoli zaczynałem się bać, czy czasami swym nagłym gestem totalnie nie rozwaliłem jej psychiki, czy czegoś tam. "Sagem, chyba zje*ałeś" - powiedziałem do siebie w myślach, a mina lekko mi zrzedła.
- Możemy... - odpowiedziała w końcu, po tym jakże długim czasie przepełnionym milczeniem.
Zaśmiałem się cicho, po czym delikatnie łapą poczochrałem jej sierść na czubku łba. Z początku dostrzegłem wyraźny błysk, jakby chciała się na mnie rzucić, lecz szybko schował się on za bardzo małym uśmiechem. "Przynajmniej tyle..."
***
Sam do końca nie wiedziałem, gdzie aktualnie same łapy mnie niosą. Po prostu czułem, że to gdzieś tam... Gdzie niesie mnie morska bryza. Podczas całej drogi nie wymieniłem się nawet najkrótszym słówkiem z towarzyszącą mi waderą. Wolałem siedzieć cicho.
- Klif? - przechyliła pytająco głowę, wpatrując się w otaczającą nas łysinę, na której końcu był nagły spad w dół.
- Bingo! - uśmiechnąłem się delikatnie. - Tylko nie próbuj mi skakać do wody... - burknąłem pod nosem, mierząc Mizu swego rodzaju podejrzliwym wzrokiem.

<Mizu? #ShenayPodglądacz >

Od Bustera CD Noir

Wciąż z nad wyraz poważną miną przyglądałem się owemu Nero. Nie za bardzo przekonywały mnie jego argumenty, po prostu czułem, że łże. Wilczyca stojąca tuż obok mnie, była widocznie rozczulona... No trudno. Podszedłem bliżej do basiora, żeby po chwili podeprzeć jego podbródek swoją łapą.
- Jeżeli kłamiesz, przyrzekam ci, że postawię cię w końcu przed bardzo trudnym wyborem... Twoja siostra i jej szczeniaki, czy może syn... - wymruczałem mu cicho do ucha, z widocznym uśmieszkiem. - Tymczasem... Do zobaczenia - odsunąłem się.
Spojrzałem kątem oka na Noir, która uważnie przyglądała się naszej dwójce. Miałem wrażenie, że nie spodobała jej się moja postawa. Cóż... Chciał ją zabić. Gdyby była sama, najprawdopodobniej teraz nie byłoby jej już na tym świecie.
- Chodźmy - powiedziałem krótko, z miejsca ruszając w stronę wyjścia.
Wilczyca w krótkim czasie dorównała mi kroku. Nie doszło pomiędzy nami do żadnej rozmowy. Po prostu - cisza.
***
Nawet nasze spojrzenia nie musiały się ze sobą krzyżować, Można powiedzieć, że obydwoje dobrze wiemy gdzie idziemy. Jezioro. Miejsce spokojnie, zupełnie pozbawione wilków. Wprost perfekcyjnie.
- Wypadałoby o wszystkim powiadomić alfę... - westchnąłem, przysiadając przy dosyć wyraźnej linii łączącej ze sobą wodę i ląd.
Wciąż myślała, nie odezwała się nawet słowem. Skoro wolała układać swoje myśli, nie będę jej w tym przeszkadzać. W sumie, to mi też przydałoby się przetworzenie wszystkiego. Moja "zamiana" w demona bardziej była wywołana czystą presją i gniewem ni jeżeli dobrowolnym wyborem. Nie mam w zwyczaju wybuchać i nagle zastraszać innych. Lecz wtedy... Było inaczej. Chcąc, nie chcąc widok Noir bliskiej śmierci, naprawdę był dla mnie czymś strasznym, czymś co bolało. Przyprawiało o smutek, który w krótkim czasie zamienił się w gniew.
- Chyba powinniśmy się z tym przespać... - westchnęła, mówiąc bardzo cicho.
- Masz rację... Dzisiaj wydarzyło się zdecydowanie za dużo... - skinąłem delikatnie głową, przymykając oczy. - Punkt dwunasta, jutro, tutaj? - zapytałem wciąż mając spuszczony wzrok.
W odpowiedzi jedynie pokiwała niezauważanie pyszczkiem.
- Więc postanowione - jak na zawołanie poderwaliśmy się z ziemi w tym samym momencie.
- Do zobaczenia... - wycofała się delikatnie, po czym ruszyła w stronę gdzie znajdowała się jej jaskinia.
Czułem, że chcę zareagować, czułem, że muszę. Zrobiłem mały krok do przodu.
- Noir? - wydukałem, prawie krztusząc się własną śliną.
Zatrzymała się w momencie i wlepiła we mnie swoje szmaragdowe spojrzenie. Nie mogłem się powstrzymać, w momencie rzuciłem się na nią. Widocznie zdziwiona wilczyca nie miała pojęcia co robić.
- Cieszę, się, że jesteś... - szepnąłem, tuląc ją do siebie.

<Noir? c: >

OD Mizu CD Sagem

*magicznie się cofamy do czasów, kiedy Mizu wyszła z tego chorego psychiatryku i są podczas podróży do domu* 

Wybiegłam z psychiatryka, ledwo się zatrzymując przed przepaścią.
- Whaa!! - ledwo się złapałam pazurami gruntu, żeby nie zjechać do krawędzi. Zaczęłam się nerwowo rozglądać. Miałam wrażenie, że zaraz zejdę na zawał, ale wróć. Przecież moje serce nie bije. Wzięłam głęboki wdech i podeszłam od krawędzi, rozglądając się praktycznie jak oparzona.
- Gdzie ona uciekła?! Znaleźć ją! - ledwo się zmieniłam w ducha, gdy to usłyszałam i pobiegłam w stronę watahy. Akurat, kiedy zmieniłam się w fizyczną formę, wpadłam na Sagema. Zaczęliśmy się turlać z górki, wpadając na krzaki, iglaki i inne rzeczy, które brudziły nam futro, a po chwili oboje wpadliśmy do wody. Ja, utrzymałam się, żeby ogarnąć sytuacje. Woda... Głęboko, nie wiem co... Mój towarzysz, spadał na dno, nie przytomny. Szybko popłynęłam w jego stronę i złapałam zębami za kark.
Nie pozwolę mu zginąć... NIE MU!
Zacisnęłam oczy i ledwo co wypłynęłam na powierzchnię. Zaciągnęłam go na ziemię i mocą wyciągnęłam wodę z jego płuc, dzięki czemu szybko się ocknął. Otworzył oczy, widać było, że się przyzwyczajały do światła. Cofnęłam się, próbując się ukryć, ale zdążył wstać. Patrzyliśmy na siebie. Po chwili jednak znowu zaczęłam warczeć.
- Idioto! Znowu mi przeszkodziłeś w ucieczce! Mogliśmy zginąć!
- MY?! TO TY TAM TRAFIŁAŚ!
- TO TY MNIE TAM ZAPROWADZIŁEŚ!
- A SKĄD MIAŁEM WIEDZIEĆ, ŻE SĄ TAM TAK SUROWE ZASADY!
- TABLICZKI SIĘ CZYTA!
- TRZEBA NIE MÓWIĆ NIE MOŻLIWYCH RZECZY! - zapadła cisza. Opuściłam uszy, robiąc krok do tyłu.
Wierzę Ci, ale rygory w tym szpitalu są tak zawyżone, że nasza aktualna rozmowa jest podsłuchiwana.
Zacisnęłam oczy, wbijając pazury w ziemię.
- Mizu ja... - zaczął Sagem, a ja warknęłam na niego mocno.  
- UFAŁAM CI! SAM MI WTEDY POWIEDZIAŁEŚ, ŻE MI WIERZYSZ! - moje oczy ledwo co powstrzymywały łzy - TERAZ WIDZĘ, ŻE JESTEŚ JAK INNI!
- MIZU!
- ZAM- - wtedy właśnie na mnie skoczył i schował mnie swoim ciałem przed pociskiem. Moje oczy zrobiły się małe jak groszek, kiedy jego ciało oparło się o moje.
Czy on...
- U-Uciekaj... - spojrzał na mnie, uśmiechając się. Mimo to, co powiedziałam...
Co zrobiłam... Co zrobił i co się stało...
On nadal się uśmiecha.
Wzięłam go na grzbiet i zaczęłam z nim uciekać na nasze tereny. Zamknęłam oczy, skupiając się na nim i na sobie. Ledwo co udało mi się zmienić nas na ułamek sekundy w ducha i przeszłam przez portal, pojawiając się w lecznicy.
- LEKARZA!

*Parę dni później*

Siedziałam cały czas przed jaskinią, czekając na jakikolwiek znak od medyków, od niego... Czemu w ogóle go tam nie zostawiłam? Czemu go darzę takim szacunkiem? Zamknęłam oczy, przypominając sobie jego uśmiech. Otworzyłam oczy. Tak mi przypominał Tarkina. Wzięłam głęboki wdech. Mizu...
Obiecałaś sobie.
Bez uczuć.
Bez emocji.
Zero miłości.
Zero wrzutów sumienia.
Tylko maska. Nie rób tego, czego potem będziesz żałować.
Moje myśli przerwały kroki. Wyprostowałam się. Kątem oka zobaczyłam Sagema. Był w bandażu, ale żył. Uspokoiłam się, a ten usiadł na przeciw mnie.
- Co ty... - przerwał mi, kładąc łapę na moim sercu. Nie bijącym sercu. Patrzył na mnie, a ja na niego. Warknęłam opuszczając uszy, szybko odskakując.
- Teraz wiesz... Zadowolony?
- Jak to...?
- Posłuchaj. Jestem waderą, która przeżyła tyle, że jej serce nie może... Funkcjonować. Przeżyłam tyle bólu, widziałam tyle cierpienia, tyle smutku, że sama nie mogłam wytrzymać, dodatkowo ze swoimi problemami. Więc, po prostu je uśpiłam, żeby po prostu nie czuć nic. Coś jeszcze ode mnie chcesz?

<Sagem?>

niedziela, 27 sierpnia 2017

Podsumowania

Żegnamy

Mizu
Powód: Brak aktywności
Hope
Powód: Brak aktywności
Double
Powód: Brak aktywności

Występują jako NPC w statusie Et.

Awans w hierarchii

Stanowiska Bet przejmują Noir oraz Buster Moon.
Stanowisko Gammy otrzymują Rin oraz Exan

Awans w stanowiskach

Buster Moon awansuje na Generała Wojowników
Noir awnasuje na Nadzorcę Artystów
Rin awansuje na Generała Szpiegów
Exan awansuje na Głównego Medyka
Rasc awansuje na Głównego Medyka

Nagrody

Buster Moon
Rasc
Noir
Rin
Sagem
Exan
Zeah

Co dalej z blogiem?

Blog będzie wciąż otwarty. Nastąpią jednak pewne zmiany w zakładkach, o których zostaniecie poinformowani oraz zostanie dodany do spisów.

Dlaczego awanse i nagrody?

Ponieważ dali jakikolwiek choćby znak życia, napisali opowiadanie, trzy kropki na czacie, wiadomość na Howrse. Tak, to wystarczyło.

piątek, 25 sierpnia 2017

Od Rina cd Felhő

Związałem demona, a tak dokładniej demona w ciele wilczycy i usiadłem sobie na jego brzuchu. Odebrałem także naszyjnik, który założyłem na szyję.
- Masz jaja, żeby ze mną zadzierać... - mruknąłem pod nosem, obserwując spod przymrużonych oczów, demona.
- A czemu niby miałbym się bać, takiego kogoś, jak ty? - prychnął i poruszył się niespokojnie.
Wyjąłem nagle miecz z pochwy, który od razu stanął w niebieskich płomieniach, tak samo jak moje całe ciało.
- Może dlatego, że jestem synem samego Szatana i następcą piekła! - ryknąłem, nachylając się nad ciałem wadery, choć tak naprawdę dobrze wiedziałem, że nad jej ciałem ma kontrolę Akura i nie dopuszcza jej nawet do głosu. - W każdej chwili mogę pochłonąć twoją egzystencję... - oblizałem się, chowając powoli miecz, jednak płomienie ani na moment nie zniknęły.
- To czemu jeszcze tego nie zrobiłeś?
- Bo zastanawiam się czy dać szansę... - mruknąłem znudzony gadaniem z nim. - Ale chyba nie ma to sensu...

< Felhő? :3 >

sobota, 19 sierpnia 2017

Od Felhő cd Rin

Skuliłam się. Nie rozumiałam co się działo. Docierały do mnie jakieś słowa. Rin? Czy on tam jest?
Wiedziałam, że coś z nim nie tak...
Spróbowałam się przedrzeć przez ducha tego demona.
- Rin! - szepnęłam, po czym ponownie mnie zepchnął. Znowu spróbowałam.- Wisiorek! Zabie...
Tym razem przy zepchnięciu poczułam ból. Skuliłam się jeszcze bardziej.
Zamknęłam oczy. Ciemność... Przytulna, ciepła i przyjazna ciemność... A jednocześnie tak niebezpieczna, zimna i wroga... W każdej chwili co z niej może wyskoczyć...
 Po paru minutach, a może i godzinach, wyczułam brak naszyjnika. Był związany z mną, więc gdy zniknął, czułam brak.
 Chyba udało mu się go zabrać... Mam taką nadzieję... Gdyby demon dostał się tam, na górę, w moim ciele... Byłoby bardzo źle.


< Rin? >

środa, 16 sierpnia 2017

Od Noir CD. Bustera

Poczułam, jak igła wbija mi się w ciało, jednak nie to było najgorsze. Gdy tylko Bajamonte odrzucił pustą strzykawkę, zrobiło mi się słabo. W jednej chwili rozbolała mnie głowa i zebrało mi się na wymioty. to za
- C-co się...? - wyjąkałam, opuszczając głowę.
- Teraz, ładnie wyśpiewasz wszystko co wiesz. Masz dokładnie... - zaczął Bajamonte. - Pięć minut - warknął, górując nade mną. - W przeciwnym razie... Nie dostaniesz odtrutki.
Spojrzawszy w górę, zobaczyłam, jak się szczerzy. Nagle jednak zaatakował go Buster... a przynajmniej tak mi się wydawało, bo wilk wyglądał inaczej niż mój znajomy (jakby co, Noir go nie rozpoznawała). Atakujący miał czarną sierść i łapy poowijane bandażami, a z okolic jego piersi wydobywało się cyjanowe światło. Zaczęli coś mówić, ale przestałam rozumieć słowa. W uszach zaczęło mi dudnić, a obraz powoli się rozmazywał... Aż nagle, tuż przede mną, dostrzegłam Bustera z jakąś fiolką w łapach.
- B-buster? Co się... - zaczęłam, ale basior mi przerwał.
- Wypij to... - szepnął, podając mi buteleczkę. Po chwili wahania chwyciłam fiolkę i zaczęłam wypijać zawartość. Miała obrzydliwy smak, ale z każdym łykiem czułam się coraz lepiej. W uszach przestało mi dudnić, głowa już mnie nie bolała, a obraz na nowo się wyostrzył. Upewniwszy się, że nic już nie zostało, odrzuciłam buteleczkę na bok.
- Jak się czujesz? - zapytał Buster, przyglądając mi się uważnie.
- O ile ktoś nie nafaszeruje mnie dzisiaj kolejnym świństwem, wszystko będzie super - odparłam, uśmiechając się. - Dzięki za pomoc.
Nawet jeśli Buster chciał coś jeszcze powiedzieć, przerwał mu jęk pokiereszowanego Bajamonte. Był przyciśnięty do ściany, z kilku miejsc na jego ciele wypływała krew i wyglądał, jakby miał coś złamane. Wpatrywał się w Bustera wyczekująco.
- No dalej - warknął do niego wyzywająco. - Masz, czego chciałeś. Dlaczego mnie nie zabijesz?
- Możesz się nam przydać - stwierdził mój towarzysz spokojnie. - Chcielibyśmy wiedzieć, jak naprawdę się nazywasz, dla kogo pracujesz i co obejmuje "druga część planu"?
- Skąd przekonanie, że pracuję dla kogoś? - zapytał Bajamonte.
- Nie wygłupiaj się, podsłuchaliśmy cię w lesie - wtrąciłam się.
- Czyli jednak... - mruknął jakby do siebie, a potem dodał głośniej: - A skąd przekonanie, że wam odpowiem?
- Bo w przeciwnym razie Cassandrze się coś stanie - odpowiedział Buster z triumfującym uśmieszkiem.
- Proszę, nic jej nie róbcie - wyszeptał leżący basior. Pierwszy raz zadrżał mu głos.
- To odpowiedz na nasze pytania. Kim jesteś, dla kogo pracujesz i co to za plan?
- Nazywam się Nero... Pracuję dla wrogów tej watahy... bo zabrali jednego z moich szczeniaków... Plan polegał na przejęciu tych terenów, wymordowaniu lub porwaniu wszystkich członków... Ja naprawdę nie chciałem tego robić! Ale oni porwali mojego synka. Mojego synka...
W tej chwili Bajamonte, czy też raczej Nero, zaniósł się płaczem. Nie wiem dlaczego, ale słowa pojawiające się nad jego głową wydały mi się napisane w jakiś łagodniejszy sposób. Musiałam się powstrzymywać, żeby nie zacząć go pocieszać.
<Buster?>

poniedziałek, 14 sierpnia 2017

Od Bustera CD Noir

Wciąż stałem wpatrzony w tą dwójkę. Jakby nigdy nic, malowali na płótnie... Znużony ciągłym siedzeniem w krzakach położyłem się na ziemi, wciąż uważnie wpatrując się w basiora. Z nudów zacząłem bawić się złotym wisiorkiem... Dostrzegłem ruch Bajamonte. Odsunął się od płótna, zapewne po to, żeby dobrać kolejną farbę. I tak dla pewności wolałem przyszykować się do ataku. O dziwo, nie podszedł do pudełka, w którym posiadał kolorowe mieszanki. Zbliżył się do jednej z szafek, w której skrywał jakieś dziwne fiolki. W ciągu kilku sekund nabrał do strzykawki jednego z płynów. Szykował się do skoku na wilczycę, dostrzegłem to...
- Noir, za tobą! - krzyknąłem, w mgnieniu oka wyskakując z krzaków.
Z miejsca rzuciłem się w ich stronę, lecz... Basior już wbijał "to coś" w szyję wilczycy. Zamarłem dostrzegając jak odrzuca pustą strzykawkę na bok, a Noir widocznie opuszcza głowę.
- C-Co się... - wydukała.
- Teraz, ładnie wyśpiewasz wszystko co wiesz. Masz dokładnie... - spojrzał na zegarek. - Pięć minut - warknął, wciąż stojąc nad nią. - W przeciwnym razie... Nie dostaniesz odtrutki - wyszczerzył się szeroko.
Nie powiedział nic więcej. Pod wpływem negatywnych emocji przybrałem postać demona. Wgryzłem się od tyłu w jego kark, po czym z całej siły cisnąłem nim o ścianę. Uderzył głową w skalny kąt, przez co z jego głowy zaczęła cieknąć krew. Zanim zdążył się podnieść, już stałem nad nim wlepiając w niego swoje jasnoniebieskie ślepia.
- Gadaj gdzie jest odtrutka... - warknąłem, o wiele grubszym głosem niż zwykle.
Przyłożyłem do jego gardła ostre jak brzytwy pazury.
- Ani mi się śni... - wydukał, krztusząc się własną krwią.
- Gadaj, bo w przeciwnym razie...
- Co mi zrobisz...? - powiedział wyraźnie prześmiewczym tonem. - Ześlesz na siebie przekleństwo, pod postacią moich ludzi...
Warknąłem kilka przekleństw w jego kierunku, po czym ponownie podniosłem go za szyję i uderzyłem o kant ściany. Zaczął wyć bardziej z bólu... Nie zamierzałem zaprzestać swoich tortur. Czekałem na wyraźną odpowiedź.
- Kontynuuj...
- Jest gdzieś w tym pomieszczeniu - wyszczerzył się słabo. - Więcej ci..
Przed nim pojawił się obraz. Wniknąłem w jego umysł... Posiadał siostrę. Przeszukiwałem głębiej... Widocznie bardzo mu na niej zależało. Nie minęło następne dziesięć sekund, a już posiadałem wszystkie informacje o niej...
- Mów dalej... W przeciwnym razie, ona zginie na twoich oczach. Zostawię cię przy życiu, ale tylko po to, żebyś codziennie w koszmarach musiał przyglądać się jej śmierci. Ten widok będzie cię męczył, gdy tylko na chwilę przymkniesz oczy. A osobiście dopilnuję, żebyś dożył starości w tych mękach - wymruczałem, przedstawiając mu widok.
Cassandra, bo tak się nazywała, przytulająca do siebie swoje szczeniaki. Otoczona została przez zgraję podobnych do mnie wilków.
- Przestań! - wydarł się.
- Gadaj... - wymruczałem mu do ucha, szczerząc się szeroko.
- Niebieska fiolka... - wydukał, wskazując łapą na tą samą komodę. - Całość, wypić... - jego głos wyraźnie się załamywał.
Huh, pewnie dlatego, że moje pazury wbiły się w jego brzuch. Przybiłem go do ściany kilkoma, mocnymi uderzeniami. Jeszcze się przyda do czegoś...
Wróciłem do swojej normalnej postaci, po czym szybko wykonałem wszystkie czynności. Zbliżyłem się do wilczycy, otwierając butelkę.
- B-Buster...  Co się..
- Wypij to... - wyszeptałem, podając jej fiolkę.
<Noir?>

poniedziałek, 7 sierpnia 2017

Od Noir CD. Bustera

Ostrożnie wzięłam przedmiot od Bajamonte i przyjrzałam mu się z bliska, udając znawcę. Przez nieco dłuższy czas obracałam kryształ, oglądając go z każdej strony. Naszyjnik został wykonany starannie, a kamień szlachetny istotnie był piękny. Miałam właśnie obejrzeć dokładniej jego połączenie ze srebrnym naszyjnikiem, gdy minerał rozbłysnął błękitnym blaskiem.
- Może już mi go lepiej oddaj... - wymruczał niezadowolony Bajamonte, wyciągając łapę po swoją własność. Ostrożnie podałam mu kryształ, a potem cofnęłam się o krok.
- Przepraszam... - powiedziałam, spoglądając przelotnie na stojącego naprzeciw basiora.
- Nic nie szkodzi. On tak czasem robi... kiedy zbytnio się nagrzeje - odparł mój gospodarz. - Odniosę go w ciemne miejsce, żeby się ochłodził i zaraz wracam.
Kiwnęłam głową na znak zgody, a Bajamonte poszedł w głąb jaskini, zapewne po to, by porozmawiać z tym swoim szefem. Cóż... Idealna okazja do rozejrzenia się po jego jaskini.
Cicho podniosłam się i podeszłam do stojącego pod ścianą niedużego kuferka. Nie miał żadnych zabezpieczeń, więc ostrożnie podniosłam wieko. W środku, na słomie, leżało kilka fiolek z podejrzanie wyglądającą zawartością. Czyżby trucizna?
- Buster? - wyszeptałam. - Ma tu chyba jakąś truciznę... Bez odbioru.
Ostatnie słowa wypowiedziałam szybko, zamykając kuferek i odsuwając się od niego. Usłyszałam kroki Bajamonte, a bardzo nie chciałam, by zastał mnie myszkującą w jego jaskini. Na szczęście basior ozdobił ściany kilkoma obrazami, toteż zaczęłam przyglądać się jednemu z nich.
- Wybacz za tą sytuację - zwrócił się do mnie wilk, gdy był już kilka kroków ode mnie.
- Nie ma sprawy - odpowiedziałam z wymuszonym uśmiechem. - Masz naprawdę ładną kolekcję obrazów.
- Nie chcę się chwalić, ale sam je malowałem - mruknął Bajamonte, odwracając wzrok. Słowa nad jego głową... Nie podobały mi się. Litery były co prawda staranne, ale i jakby ostre, kryjące w sobie jakiś mrok.
- Naprawdę? Masz olbrzymi talent! - wykrzyknęłam. - Sama trochę maluję, ale w porównaniu z twoimi obrazami... moje nie mają szans.
- Jestem pewien, że jakieś mają - zaprotestował mój gospodarz. - Mam farby, kilka pędzli i płótna, jeśli chcesz, możemy coś namalować.
- W sumie... chętnie.
~~~
Nałożyłam na płótno kolejną warstwę farby. Malowałam zachód słońca, który stanowił tło dla dwóch idących po łące wilków. W trakcie oczekiwania, aż farba wyschnie, zaczęłam płukać pędzel, aby nie pomieszać kolorów. Bajamonte chodził po całej jaskini, szukając jakiegoś konkretnego odcienia. Na jego płótnie widać już było delikatne zarysy wilczego portretu. Przyjrzałam mu się uważniej. To chyba byłam ja...
- Noir, za tobą! - usłyszałam w słuchawce głos Bustera. Odwróciłam się, by zobaczyć, jak Bajamonte skacze w moją stronę z zabójczym błyskiem w krwistoczerwonych oczach.
<Buster? Wybacz, że tak długo>

niedziela, 6 sierpnia 2017

Od Rina Cd. Felhő

Prawie już znalazłem tego demona, jednak za każdym razem kiedy byłem coraz to bliżej, trop się urywał, tak jakby tajemniczy osobnik, teleportował się w inne miejsce. Tak też było teraz, znowu straciłem jego ślad lecz tym razem poczułem się jakoś dziwnie. Niepokój...
Rozejrzałem się dookoła. Zauważyłem wiele nagrobków i szybko ogarnąłem gdzie się znajduję. Cmentarz... Miejsce gdzie teoretycznie powinno być dużo duchów i istot po za ziemskich... Otaczała mnie intrygująca cisza, którą przerwał stłumiony skowyt. Zaskoczony zacząłem nasłuchiwać, wyłapując przy tym czyjś szloch. Każda partia moich mięśni napięła się i powoli zacząłem iść za odgłosem cichego szlochu. Ku mojemu zaskoczeniu, doprowadził mnie do znajomej wilczycy, która również spojrzała na mnie zaskoczona, dalej zalewając się łzami.
- Felhő...? - Wydusiłem z siebie zdumiony.
Czułem dziwną aurę bijącą od wadery, co mnie trochę niepokoiło. Zmrużyłem oczy i wpatrywałem się uważnie w wilka stojącego przede mną. Nagle kąciki ust wilczycy uniosły się w kpiącym uśmieszku.
- Doprawdy interesujące... - Nagle Felhő przemówiła obym głosem. Jednak ten głos nie był mi tak bardzo obcy... - Co teraz zrobisz... Rin?
Z mojego gardła wydobyło się stłumione warknięcie i gwałtownie przygwoździłem waderę do ziemi, na co dusza będąca w niej, zaśmiała się. No tak... Z tego punktu widzenia, rzuciłem się na Felhő, a nie na Akurę. Ich dusze są złączone, są w jednym ciele. Cholera...
Odsunąłem się na bok i wziąłem głęboki wdech. Cały czas obserwowałem ciało wilczycy, które teraz tak naprawdę nie należało do niej, tylko do tego demona. Zdenerwowany tym wszystkim przemieniłem się i przybrałem swoją prawdziwą formę. Od razu zmarszczyłem brwi i ścisnąłem mocno palce na pochwie miecza. Nie mogę atakować, gdyż zabiję wtedy oboje... Jedynym rozwiązaniem jest wyciągnięcie z ciała Felhő, duszy Akury...
Uśmiechnąłem się od nosem i nagle w mojej dłoni pojawił się gruby sznur.
- Nie wiesz na co się piszesz Akura... - Zamruczałem, oblizując wargi...

< Felhő? :3 >