Nie będę się rozpisywać, to samo, co pisałam wcześniej.
Żegnam, miłej podróży przez życie.
— Bo ja wiem? Niektóre demony rozumieją ból czy smutek, to dlaczego by nie miłość? Dla takiej hybrydy jak ja, to raczej nie byłoby trudne. Raczej jest pytanie, czy ktoś jest w stanie pokochać demona. — zaśmiałam się krótko, lecz ponuro, poddołowana swą wypowiedzią. — Co do umiejętności... Cóż, przywołanie zmarłych czy słyszenie gdy ktoś umiera jest mało przydatne. A lewitację i teleportowanie się już widziałeś. — zataiłam fakt o panowaniu nad Czarnym Ogniem i zmianie snów. Co za dużo informacji o mnie to niezdrowo. Doskonale wiem, że jak na demona jestem słaba. To Staze przejęła znaczną część mocy, jeszcze przed naszym urodzeniem.
— Przywołanie zmarłych? Kogokolwiek?
Zerknęłam na basiora przez ułamek sekundy.
— Tak, o ile nie jest skazańcem. A co, chciałbyś kogoś spotkać? — zagadnęłam, a w moich oczach pojawił się złośliwy błysk.
— Nie, nie... Tylko tak spytałem... — wlepił wzrok w ziemię. — A zaprezentujesz mi jedną ze swoich mocy?
— Co najwyżej mogę cię zepchnąć do Podziemi. — przekrzywiłam głowę w psychicznym uśmieszku.
< Exan? C: >
Cicho prychnęłam. Poczekam...
Zaczęłam szukać swych notatek. Było tam coś, co mogło mi się przydać...
***
— No chyba coś ci się pomyliło! — warknęłam przez zęby. — Nawet jeżeli mam parę demonów w grupie, takich jak Zeah, nie oznacza to, że jestem zdrajcą! Wprawdzie nie wiem, kto jeszcze nim jest, ale jestem w stanie—
— Spokój!
Dumnie uniosłam łeb, twardo patrząc w oczy mężczyzny. Wprawdzie mogłam zmienić swą postać, jednak na razie nie było takiej potrzeby.
— Nie mów do mnie jak do psa! — fuknęłam.
— A niby czym jesteś?! — zaczął się śmiać.
— Po cóż ci prowokowanie mnie? — zrobiłam krok w przód, na co momentalnie zamilkł — Być może jesteś wyższej rangi i starszy ode mnie, azali poziom twej mądrości czy walki na to nie wskazuje.
Niemal widziałam, jak trybiki w jego głowie zaczęły się powoli poruszać.
— Ty mała...
Nim dokończył, byłam już w progu, po chwili kierując się korytarzami do wyjścia.
***
Wracając na tereny, od razu dostrzegłam, że nic się nie zmieniło w stanie nieba. Ściągnęłam swój talizman, zaplątując go o łapę. Odgoniłam ogonem komary i ruszyłam ku jaskniom.
Miałam ochotę ryczeć. Około jednej czwartej wilków było martwych, a reszta spała. A może raczej... Została czymś nafaszerowana? Nikogo nie dało się obudzić.
Głęboko oddychałam, znów przybierając spokojny wyraz pyska. Dręczyło mnie jedno pytanie. Dlaczego to coś ominęło mnie i Rina?
Zabrałam jednego trupa na cmenatrz i zaczęłam kopać dół. Potem kolejny i kolejny.
Gdy ciągnęłam dwóch generałów do wykopów, których serca się zatrzymały, na karku poczułam czyjś dotyk, szarpnięcie i brak gruntu pod łapami. Opuściłam uszy w ostrzeżeniu.
Psychopatyczny uśmiech, czerwone włosy... Niby znajome, kojarzę je, jednak nie wiem skąd.
— Czego chcesz, demonie? — warknęłam. Jego pazury wbiły mi się w grzbiet, a krew zabarwiła moją sierść. Gdyby wiedział, bardziej by uważał...
— Tylko i wyłącznie—
Nie dokończył, bo został zaatakowany od tyłu.
Poleciał na ziemię, puszczając mnie tuż przy niej. Cudem uniknęłam bolesnego upadku.
Kiwnęłam głową na dwa lisie duchy.
Nie miałam na tyle energii, by utrzymać chowańce. W ciągu sekundy znaki na mym grzbiecie rozbłysły, a one znikły.
— Sprytne... — zarechotał. Gwałtownie się odwróciłam.
Momentalnie poczułam, jak ktoś wypycha m o j ą duszę z m o j e g o ciała.
— Teraz, jak tylko będą chcieli zabić mnie... — dobiegł mnie stłumiony głos, gdy kuliłam się w ciemnościach ze łzami w oczach — Zabiją i ciebie.
W tym momencie nie przejmowałam się sobą, a medalionem i pozostałymi wilkami z watahy.
< Rin? Wspominałam, żeby trzymać mnie z dala od anime, bo zaczynam mieć dziwne pomysły? Nie? To teraz powiadamiam. Tylko już za późno. Hahaha... ha... ha... ha... Nawet nie będę czytać co napisałam... >